Wszyscy teraz przeżywamy stres, lęk a nawet przerażenie.
Mną też targają różne emocje.
Czuję się rozczarowana postawami niektórych osób. Mam wrażenie, że ludzie w trakcie wojny miewali lepsze nastawienie. Brali sprawy w swoje ręce, działali w słusznej sprawie. A nie liczyli na państwo. Bierzmy z nich przykład. Człowieku zrób co możesz z tym co masz, a nie biernie czekaj, aż nadejdzie pomoc.
Mogłam się starać o rentę, jak byłam przez rok chora i zmuszona odejść z pracy.
Mogłam walczyć o odszkodowanie za moją chorobę. Od projektu badawczego, który mnie do tego doprowadził jak i od lekarzy, którzy popełnili błędy w leczeniu.
Mogłam pójść na etat jak byłam w ciąży na działaności, żeby mieć stałą pracę i płacę.
Mogłam iść na zwolnienie z ZUS, jak mi lekarz kazał leżeć w ciąży w łóżku zamiast jeździć prowadzić szkolenia.
Ale uznałam, że choć jest bardzo źle, i wielu rzeczy będę musiała sobie odmówić, to więcej warte jest moje działanie, niż narzekanie. Ważniejsze jest bycie aktywnym, robienie tego co mogę z tym co mam. Choćby pracując na leżąco.
Bo się uczę, rozwijam, uodparniam. Może mniej, ale zarabiam na siebie. I długoterminowo zyskuję dużo więcej.
A pomoc publiczną – choć się na nią składam i mam do niej prawo – zostawię dla ludzi, którzy jej bardziej potrzebują niż ja.
PO CO TO PISZĘ? CO MNIE TAK BARDZO WKURZYŁO?
Głosy, że ktoś woli starać się o wsparcie państwa podczas kiedy mógłby np. zacząć działać przez Internet. Bo mu „onlajn nie do końca odpowiada”.
Jestem od pracy marzeń i zgadzam się, że ważne jest dopasowanie pracy do osoby. Rozróżnijmy jednak, co to jest dopasowanie pracy, a co rozpasanie się w pracy.
Jeśli coś jest twoją prawdziwą pracą marzeń, to stoi za tym pasja. Pasja, która nieraz niesie i pot, i łzy, i niepewność czy strach. Ale jej nie odpuszczasz dla swojego komfortu.
Jeśli coś ci daje prawdziwe spełnienie, to znajdziesz sposób, aby to robić. Choćby online. To jest tylko środek. To może być twoje podziemie.
Ludzie nadal potrzebują i tańca, i różańca, i spotkań, eventów i nawet ubrać się ładnie czy umalować. Tak jak panie w obozach malowały usta czy miały swój sposób wiązania chusty więziennej, bo to im dawało jakieś wrażenie normalności, dodawało siły.
Tak samo twoi dotychczasowi klienci mogą potrzebować teraz twojego kursu tańca przeniesionego online. Mogą potrzebować porad stylistki, żeby się ładnie ubrać do pracy online przed kamerą. Ja na przykład potrzebuję ufarbować i obciąć włosy. Przydałaby się fryzjerka online, która mną pokieruje, bym mogła to sama zrobić w domu, bo nie chcę wyglądać „jak mop” na moich szkoleniach w Internecie…..
Kombinuj jak możesz przenieść swoją pracę z realu do online. Zastanów się, co komu możesz zaoferować w tej sytuacji i zrób to. Najwyżej usłyszysz „nie”. Będziesz szukać kolejnych klientów albo będziesz udoskonalać usługę i jej sprzedaż aż sprzedasz.
Jak jesteś na etacie – nie „urlopuj się” w czasie lockdownu. Spytaj szefa jak możesz pomóc, bo od tego może zależeć twoje być albo nie być.
Świadczenia od państwa czy urlop też się kiedyś skończą i będziesz w jeszcze większej czarnej dziurze. A tak pracujesz na swoją przyszłość.
Ja wiem, że nie wszystkie prace czy biznesy da się uratować, wiem że jest cholernie ciężko. Jednak wiele małych firm czy działalności, zwłaszcza usługowych ma to do siebie, że są małe i zwinne. Nie mają aż tak holendarnych kosztów i można je szybko przerobić i dostosować.
Nie poddawaj się tak łatwo. Korzystaj z tego co masz, bądź kreatywny, próbuj nowych rzeczy, ćwicz odporność w najtrudniejszej sytuacji, a na pewno wyjdziesz silniejszy. Pomoc publiczną zostaw tym, którzy naprawdę tego potrzebują.
Jeśli widzisz wartość w tym poście, to proszę prześlij go dalej.
Być może uchronisz kogoś przed grzechem zaniechania, który może zamienić się w depresję i inne gorsze skutki. Dziękuję!
Iza
Właśnie! Grzech zaniedbania!
Ile takich nas obciąża?
Może je w końcu odrzucimy?